niedziela, 29 stycznia 2017

Od Twistera do Anadil


Ten głos był męski. Dziwnie znajomy ale.... nie do końca. Odwróciłem się  patrząc za siebie. Ana zrobiła to samo. Zza kolumny wyszedł... a raczej wypłynął fioletowy duch. Miał na sobie grecką tunikę i sandały. Włosy długie i splecione w kok z tyły głowy oraz średniej długości brodę.
- Kim jesteś?- Zapytała Anadil. Duch uśmiechnął się tajemniczo
- Posłańcem Dionizosa oczywiście. Albo jak wolicie jego... ofiarom.
- Jesteś... jego sługą?
- No, coś w tym stylu
- Dlaczego?
- Och... no cóż. Upiłem się tak, ze aż w moich żyłach było więcej wina niż krwi. - opatrzyłem nie pewnie na Anę która gapiła się na człowieko -ducha.
- Nie dziwi Cię to.... no wiesz, że jesteśmy gadającymi wilkami?
- Ależ skąd! Byłem półbogiem. Nawet znałem Heraklesa. Ludzie go tak uwielbiali ale ja nie przepadałem za nim.
- Ale co to ma do rzeczy?
- Och... jak ja nie lubię rzymian.... Jest wśród nich Lupa. Słyszeliście o niej?
- Nie zajmuje się Rzymianami. Może Ana? - Wadera nadal patrzyła na ducha
- Lupa wykarmiła 2 braci których wyrzucił Tyber. Nie znam ich imion. - mruknęła Anadil
- TAK! Właśnie. Zaopiekowała się 2 braćmi. Romulusem i Remusem. Ta wilczyca mówić umiała.
- A... aha. - Mruknąłem - Dlaczego nas powstrzymałeś?
- Czemu? Ach! To proste! Gdybyście się upili nie miał by kto za was dokończyć misji. No chyba nie Rachel i Percy.
- No... hej, zaraz. Z kąd wiesz jak mają na imię? Przecież jesteśmy w przeszłości i to chyba do tego w innym świecie. - Zauważyła chytrze Ana
- Och! ja znam wszystkich  wszystko. Taki dar.
- Aha
- No to co? Idziecie dalej?
- Głodna jestem. - mruknęła Ana która patrzyła łapczywie na potrawy. Teraz dopiero poczułem, że burczy mi w brzuchu.
- Oj, no tak. Spotka wad uczta u Demeter ale juz tam mnie nie będzie by was pohamować.
- Dzięki za ostrzeżenie. - Powiedziałem patrząc na ducha a potem na Anę.
- Musimy iść. - powiedziałem a ona kiwnęła głową. I wyszlismy od tego pysznego wina. Przed wejściem zatrzymałem się i popatrzyłem na ducha
- Dzieki za radę. - duch tylko kiwnął głową i rozpłynął się w powietrzu

< Anadil?>


niedziela, 8 stycznia 2017

Od Anadil do Twistera

Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, Twister już zaczął działać. Przez jego futro przebiegły błyskawice. Po chwili wyładowanie elektryczne poraziło rośliny, które trzymały basiora. Po chwili puściły też mnie, ale nie do końca dały za wygraną. Pan zawsze wydawał mi się beztroskim bożkiem, biegającym sobie po lesie i grającym na fletnia, tymczasem troszkę się myliłam. Zaczęłam uciekać w ślad za Twistem, ale jakiś natrętny pęd szybko mnie chwycił. Pozostało mi jedno.
- Biegnij, nie zatrzymuj się! Dam sobie radę!- krzyknęłam.
Wilk obejrzał się za siebie, ale to wystarczyło, by zielsko złapało go po raz drugi. Udało mu się oswobodzić, a ja tymczasem stałam się niewidzialna i niewyczuwalna. Kluczyłam jak najdalej od szalonych kwiatków, ale tu czekała na mnie nowa niespodzianka.
- Drzewa?!- wyjąkałam skonfundowana.
Owszem, to były drzewa. Tylko że... miały kolce i groźnie wychylały się ku mnie. Cofnęłam się parę kroków i wtedy się zorientowałam. Gdzie, do jasnej cholery był Twister? Jeszcze tego brakowało, żebym się zgubiła sama w zwariowanej dżungli Pana!
- Twister! Twist!- krzyczałam, ale odpowiedziała mi cisza. Wróciłam się z powrotem do bagna i zobaczyłam basiora, którego jakaś wściekła paprotka wrzucała do bagna. Łzy stanęły mi w oczach, ale muszę coś zrobić. Wyczarowałam jakiś ostry sztylet i przecięłam roślinę. Wilk zagłębił się w błocie do połowy ciała, musiałam coś z tym zrobić. 
- Daj łapę!- rozpaczliwie wyciągnęłam swoją łapę w kierunku Twista.
Nie mogłam go dosięgnąć.
Teraz albo nigdy, pomyślałam, i wyczarowałam trochę magicznej mgły. Za pomocą niej chwyciłam wilka w pasie i wyciągnęłam.
- Nic ci nie jest?- podbiegłam do niego i odgarnęłam mu grzywkę z oczu.
- Nie... Nic. D-dziękuję...- wstał i otrzepał się.
- Uciekamy!- postanowiłam. Już najwyższa pora.
Biegłości przed siebie, już dostrzegając kraniec terenów boga natury. Ale to nie był koniec.
- Drzewa!- wrzasnął Twister i uchylił się.
No, ja nie miałam tyle szczęścia. Nie zdążyłam zniknąć i oberwałam cierniem w szyję. Syknęłam, ale biegłam dalej. Udało nam się wydostać z gąszczu.
- Wszystko OK?- czule zapytał basior.
- Spokojnie... Nie jest źle.- mruknęłam. Rana nie krwawiła tak bardzo, ale ciągnęła się przez pół szyi, aż do ucha.
- A ty?
- Poza tym, że jestem cały w błocie, utraciłem honor i mam lekko zmiażdżoną łapę? Nic- uśmiechnął się zawadiacko wilk.
- Tak czy siak, musimy iść dalej.- wyszeptałam i przytuliłam się do Twistera.
- Damy sobie radę, zobaczysz.

****

Wkroczyliśmy na teren jakiejś opuszczonej świątyni. Weszliśmy do niej.


Zastaliśmy stół. I to nie byle jaki! Same pyszności! Aż ślinka ciekła do pyska! 
- Może bogowie chcą nam wynagrodzić trudy?- zastanawiałam się na głos.
Twister w odpowiedzi tylko mruknął. Ja jednak chwyciłam kieliszek, wzięłam pierwszą lepszą butelkę i nalałam sobie czegoś, co przypominało wino. Zanim basior podzielił się ze mną swoimi wątpliwościami, wypiłam jednym chaustem trunek.
- Spppró- bój! No przeee pysz ne!- wyjąkałam i napiłam się z gwinta. Po chwili spróbowałam jeszcze wędlin, serów, owoców i innych smakołyków.
- Anadil! To Dionizos! Przestań!- próbował mnie uspokoić wilk.
- Jaki Dyzio? To twój staaaaary?! - czknęłam.
Wszystko widziałam jak przez mgłę. Nie myślałam racjonalnie...
Basior chyba już nie mógł dłużej się oprzeć, bo skosztował winogron.
- O kurczę! Jakie smaczneee!- parsknął.
Razem opychaliśmy się jedzeniem, aż w końcu...
- Sstop!
Coś syknęło jak wąż.
- SSTOP!- dźwięk się powtórzył.
Przerwałam arbuza w połowie. Coś poruszyło się za kolumnami świątyni...


< Twister? >

piątek, 6 stycznia 2017

Od Twistera do Anadil

Zapadła noc. Przeszliśmy obok Hestii i Zeusa. Ale... przed nami jeszcze dalsi bogowie. Po jakimś bogu natury pewnie będzie bóg wiatru, wina, poezji i.... Hades. Ten bóg będzie na końcu.... zrzucony z olimpu. Patrzyłem na czyste niebo usiane gwiazdami.  ich liderem był OGROMNY księżyc. Nie mogłem spać. Wszystko było za bardzo skomplikowane. Usłyszałem kroki Any. Siadła koło mnie i przez chwilę patrzyła na gwiazdy po czym powiedziała
- Tu musi być jakiś sens
- Raczej tak
- Bogowie by nas tu nie wysyłali, Rachel jest córką Hestii. Na pewno nie pozwoliłaby na...
- Ciii... teraz o tym nie mówmy. - powiedziałem zanim Anadil rozkręciła się na dobre. Wadera przez chwilę milczała po czym przysunęła się i wtuliła w moje futro. P chwili zasnęła...

*****

Już dawno byliśmy na nogach. Szliśmy powoli. Im bardziej na wschód, tym bardziej roślinność stawała się bujna. Ważki wielkie jak homary, mrówki, motyle i tp.  Paprocie stawały się coraz większe aż w końcu przed nami rozpostarł się ich las. Przeszliśmy koło niego. W pewnym momencie Ana zauważyła rośliny mięsożerne. Ominęliśmy je szerokim łukiem. Ale to nie był koniec. Na skale parę metrów dalej była wyrzeźbiona głowa.... mężczyzny. ,, Jednak Pan" pomyślałem i w tej samej chwili coś się stało.
- Twist- powiedziała Ana z przestrachem w głosie. Za chwilę dowiedziałem się dlaczego. Wokół moich łap wiły się pnącza. Po pewnym czasie bez skutecznej walki zawiśliśmy jak robale na wędce, tyle, że nad bagnem, nie czystą wodą. Anadil przez chwilę myślała. 
- Mogę użyć swojej mocy. 
- Lepiej nie. Wpadniesz do bagna parę metrów pod ziemią. Ale też uwolnienie się nie wystarczy. Te chwasty będą nas gonić. - Mruknąłem patrząc na bagna.
- A jeśli się je ustnie? Wyrwie z korzeniami? - spytałem tym razem gapiąc się na korzenie zielska.
- Pan będzie zły. Pośle za nami coś gorszego. - powiedziała zrezygnowana wadera. I w tedy... przyszedł mi do głowy pewien pomysł.... prąd.

< Ana? Hadesa zaklepuję dla siebie >