- Biegnij, nie zatrzymuj się! Dam sobie radę!- krzyknęłam.
Wilk obejrzał się za siebie, ale to wystarczyło, by zielsko złapało go po raz drugi. Udało mu się oswobodzić, a ja tymczasem stałam się niewidzialna i niewyczuwalna. Kluczyłam jak najdalej od szalonych kwiatków, ale tu czekała na mnie nowa niespodzianka.
- Drzewa?!- wyjąkałam skonfundowana.
Owszem, to były drzewa. Tylko że... miały kolce i groźnie wychylały się ku mnie. Cofnęłam się parę kroków i wtedy się zorientowałam. Gdzie, do jasnej cholery był Twister? Jeszcze tego brakowało, żebym się zgubiła sama w zwariowanej dżungli Pana!
- Twister! Twist!- krzyczałam, ale odpowiedziała mi cisza. Wróciłam się z powrotem do bagna i zobaczyłam basiora, którego jakaś wściekła paprotka wrzucała do bagna. Łzy stanęły mi w oczach, ale muszę coś zrobić. Wyczarowałam jakiś ostry sztylet i przecięłam roślinę. Wilk zagłębił się w błocie do połowy ciała, musiałam coś z tym zrobić.
- Daj łapę!- rozpaczliwie wyciągnęłam swoją łapę w kierunku Twista.
Nie mogłam go dosięgnąć.
Teraz albo nigdy, pomyślałam, i wyczarowałam trochę magicznej mgły. Za pomocą niej chwyciłam wilka w pasie i wyciągnęłam.
- Nic ci nie jest?- podbiegłam do niego i odgarnęłam mu grzywkę z oczu.
- Nie... Nic. D-dziękuję...- wstał i otrzepał się.
- Uciekamy!- postanowiłam. Już najwyższa pora.
Biegłości przed siebie, już dostrzegając kraniec terenów boga natury. Ale to nie był koniec.
- Drzewa!- wrzasnął Twister i uchylił się.
No, ja nie miałam tyle szczęścia. Nie zdążyłam zniknąć i oberwałam cierniem w szyję. Syknęłam, ale biegłam dalej. Udało nam się wydostać z gąszczu.
- Wszystko OK?- czule zapytał basior.
- Spokojnie... Nie jest źle.- mruknęłam. Rana nie krwawiła tak bardzo, ale ciągnęła się przez pół szyi, aż do ucha.
- A ty?
- Poza tym, że jestem cały w błocie, utraciłem honor i mam lekko zmiażdżoną łapę? Nic- uśmiechnął się zawadiacko wilk.
- Tak czy siak, musimy iść dalej.- wyszeptałam i przytuliłam się do Twistera.
- Damy sobie radę, zobaczysz.
****
Wkroczyliśmy na teren jakiejś opuszczonej świątyni. Weszliśmy do niej.
Zastaliśmy stół. I to nie byle jaki! Same pyszności! Aż ślinka ciekła do pyska!
- Może bogowie chcą nam wynagrodzić trudy?- zastanawiałam się na głos.
Twister w odpowiedzi tylko mruknął. Ja jednak chwyciłam kieliszek, wzięłam pierwszą lepszą butelkę i nalałam sobie czegoś, co przypominało wino. Zanim basior podzielił się ze mną swoimi wątpliwościami, wypiłam jednym chaustem trunek.
- Spppró- bój! No przeee pysz ne!- wyjąkałam i napiłam się z gwinta. Po chwili spróbowałam jeszcze wędlin, serów, owoców i innych smakołyków.
- Anadil! To Dionizos! Przestań!- próbował mnie uspokoić wilk.
- Jaki Dyzio? To twój staaaaary?! - czknęłam.
Wszystko widziałam jak przez mgłę. Nie myślałam racjonalnie...
Basior chyba już nie mógł dłużej się oprzeć, bo skosztował winogron.
- O kurczę! Jakie smaczneee!- parsknął.
Razem opychaliśmy się jedzeniem, aż w końcu...
- Sstop!
Coś syknęło jak wąż.
- SSTOP!- dźwięk się powtórzył.
Przerwałam arbuza w połowie. Coś poruszyło się za kolumnami świątyni...
< Twister? >
To coś co się ruszało to co to? Bo nie kapuje
OdpowiedzUsuń