środa, 3 maja 2017

Od Shikaku do ktosia

Od Shikaku do ktosia

Obudziłem się w jakimś lesie.
Po wypadku nie wiedziałem gdzie jestem ani jak się tu znalazłem. Moja maska leżała obok.
Rany sprawiały mi okropny ból, który wręcz kochałem czuć na sobie i na innych, ale cóż... nie można tak ciągle leżeć trzeba w końcu wstać. Z całych sił się podnosiłem ani za szybko, ani za wolno. Kiedy wstałem, próbowałem otworzyć swoje prawe oko, ale bez skutku. Sięgnąłem po maskę i zawiesiłem na razie sobie ją na szyi. Postanowiłem poszukać schronienia, bo wyczuwałem, że idzie burza. Jak zawsze idealny moment se wybrała. W sumie... to lubię deszcz, a grzmoty i błyskawice mi ni przeszkadzają. Ciągnąłem moje ogony po błocie. Nie chciało mi się ich prostować i rozwalać na wszystkie boki. Wolałem jak są w jednym miejscu i wyglądają jak jeden puszysty ogon. W drodze ciągle czułem jakieś różne zapachy... wilków, ale jeszcze mi nieznanych. Postanowiłem zrobić sobie mały postój. Akurat przy mnie była wielka skała, na której mogłem sobie odpocząć. Kiedy już właziłem na skałę, usłyszałem za sobą cichy szept dwóch wilków, jak i nie trzech. Udawałem, że tego nie słyszę. Mam nadzieję, że stanie się coś ciekawego...

<Ktoś? Nawet może trzy ktosie?>

wtorek, 2 maja 2017

Nowy basior! Shikaku



Właściciel: OGIENNICA
Imię: tak naprawdę ma ich dużo, różnie go nazywają ale zazwyczaj Shikaku (japońskie imię znaczące morderca) lub Kiba (również japońskie imię znaczące kieł )
Przezwisko: Akamaru ( czerwone oko),Kasai (ogień), Senshi (wojownik),Kuro(czarny),
PS:wszystkie imiona są po japońsku ;)
Wiek: 3 lata i 6 miesięcy
Płeć: Basior
Żywioł: Krew,mgła,ogień,mrok
Stanowisko: wojownik
Ranga: Delta
Cechy fizyczne: szybki,zwinny,giętki jak kot,silny,ma doskonały słuch i węch,
Cechy charakteru: Shikaku jest spokojnym basiorem może i lubi mordować ale też ceni innych, potrafi wysłuchać inne wilki i czasem nawet pocieszyć w naprawdę trudnych sytuacjach, nie wie co to jest miłość, jego twarz raczej nie okazje żadnych uczuć w sumie tak samo jak on woli je chować w sobie jest mało przewidywalny nie wiadomo co może zrobić za sekundę,minutę lub nawet godzinę.Jeżeli chodzi o towarzystwo to nie okłamujmy się nienawidzi jak jest przy nim dużo wilków i innych stworzeń ale też nie lubi być kompletnie sam. Shikaku nienawidzi jak mu się przeszkadza dlatego też może naskoczyć na ciebie w każdej chwili
Cechy szczególne: ma on kilka ogonów dokładnie to 7,nie ma prawego oka i jest pół duchem pół demonem oraz potrafi mówić po japońsku
Aparycja: 
Lubi: krew i oglądać anime (kto tego nie kocha ten już nie żyje xd) oraz wolność
Nie lubi: łańcuchów,jak ktoś mu rozkazuje bo i tak nawet nie reaguje na to i oczywiście jak nie może być wolny
Boi się: utraty wolności
Moce: 
krew:
-manipulacja ( bardzo trudne słowo xd) krwią kogoś innego itp

mgła:
-osłona
-zamienianie się w nią
-chodzenie po wodzie dzięki niej

ogień:
-spalenie przeciwnika
-wywołanie pożaru itp

mrok:
-sprawienie że przeciwnik będzie widział ciemność przez 20 min
-i ogółem związane z mrokiem

Historia: będzie oddzielne op.
Rodzina: co tu o nich mówić ? nawet nie ma matki ani ojca nie nawidził ich dlatego też oni już nie żyją jedynie został mu tylko brat ale go nie pamięta wogóle
Zauroczenie: to jakieś żarty?
Partner: prędzej by skoczył z klifu
Szczenięta: po prostu normalnie marzy o nich (dla niekumatych to był sarkazm)
Głos: Link
Jaskinia: nie ma jej mieszka tam gdzie akurat przebywa czyli wszędzie
Amulet: Link
Towarzysz: zeżarł c: (to był szczur [*] )
Inne zdjęcia: kiedy narysuję to będą :d
KP: 0
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: chyba nie....
Umiejętności: 

Siła: 100
Zręczność:100
Wiedza:70
Spryt:160
Zwinność:150
Szybkość:120
Mana: 150

Opowiadania: Opowiadania Shikaku


niedziela, 29 stycznia 2017

Od Twistera do Anadil


Ten głos był męski. Dziwnie znajomy ale.... nie do końca. Odwróciłem się  patrząc za siebie. Ana zrobiła to samo. Zza kolumny wyszedł... a raczej wypłynął fioletowy duch. Miał na sobie grecką tunikę i sandały. Włosy długie i splecione w kok z tyły głowy oraz średniej długości brodę.
- Kim jesteś?- Zapytała Anadil. Duch uśmiechnął się tajemniczo
- Posłańcem Dionizosa oczywiście. Albo jak wolicie jego... ofiarom.
- Jesteś... jego sługą?
- No, coś w tym stylu
- Dlaczego?
- Och... no cóż. Upiłem się tak, ze aż w moich żyłach było więcej wina niż krwi. - opatrzyłem nie pewnie na Anę która gapiła się na człowieko -ducha.
- Nie dziwi Cię to.... no wiesz, że jesteśmy gadającymi wilkami?
- Ależ skąd! Byłem półbogiem. Nawet znałem Heraklesa. Ludzie go tak uwielbiali ale ja nie przepadałem za nim.
- Ale co to ma do rzeczy?
- Och... jak ja nie lubię rzymian.... Jest wśród nich Lupa. Słyszeliście o niej?
- Nie zajmuje się Rzymianami. Może Ana? - Wadera nadal patrzyła na ducha
- Lupa wykarmiła 2 braci których wyrzucił Tyber. Nie znam ich imion. - mruknęła Anadil
- TAK! Właśnie. Zaopiekowała się 2 braćmi. Romulusem i Remusem. Ta wilczyca mówić umiała.
- A... aha. - Mruknąłem - Dlaczego nas powstrzymałeś?
- Czemu? Ach! To proste! Gdybyście się upili nie miał by kto za was dokończyć misji. No chyba nie Rachel i Percy.
- No... hej, zaraz. Z kąd wiesz jak mają na imię? Przecież jesteśmy w przeszłości i to chyba do tego w innym świecie. - Zauważyła chytrze Ana
- Och! ja znam wszystkich  wszystko. Taki dar.
- Aha
- No to co? Idziecie dalej?
- Głodna jestem. - mruknęła Ana która patrzyła łapczywie na potrawy. Teraz dopiero poczułem, że burczy mi w brzuchu.
- Oj, no tak. Spotka wad uczta u Demeter ale juz tam mnie nie będzie by was pohamować.
- Dzięki za ostrzeżenie. - Powiedziałem patrząc na ducha a potem na Anę.
- Musimy iść. - powiedziałem a ona kiwnęła głową. I wyszlismy od tego pysznego wina. Przed wejściem zatrzymałem się i popatrzyłem na ducha
- Dzieki za radę. - duch tylko kiwnął głową i rozpłynął się w powietrzu

< Anadil?>


niedziela, 8 stycznia 2017

Od Anadil do Twistera

Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, Twister już zaczął działać. Przez jego futro przebiegły błyskawice. Po chwili wyładowanie elektryczne poraziło rośliny, które trzymały basiora. Po chwili puściły też mnie, ale nie do końca dały za wygraną. Pan zawsze wydawał mi się beztroskim bożkiem, biegającym sobie po lesie i grającym na fletnia, tymczasem troszkę się myliłam. Zaczęłam uciekać w ślad za Twistem, ale jakiś natrętny pęd szybko mnie chwycił. Pozostało mi jedno.
- Biegnij, nie zatrzymuj się! Dam sobie radę!- krzyknęłam.
Wilk obejrzał się za siebie, ale to wystarczyło, by zielsko złapało go po raz drugi. Udało mu się oswobodzić, a ja tymczasem stałam się niewidzialna i niewyczuwalna. Kluczyłam jak najdalej od szalonych kwiatków, ale tu czekała na mnie nowa niespodzianka.
- Drzewa?!- wyjąkałam skonfundowana.
Owszem, to były drzewa. Tylko że... miały kolce i groźnie wychylały się ku mnie. Cofnęłam się parę kroków i wtedy się zorientowałam. Gdzie, do jasnej cholery był Twister? Jeszcze tego brakowało, żebym się zgubiła sama w zwariowanej dżungli Pana!
- Twister! Twist!- krzyczałam, ale odpowiedziała mi cisza. Wróciłam się z powrotem do bagna i zobaczyłam basiora, którego jakaś wściekła paprotka wrzucała do bagna. Łzy stanęły mi w oczach, ale muszę coś zrobić. Wyczarowałam jakiś ostry sztylet i przecięłam roślinę. Wilk zagłębił się w błocie do połowy ciała, musiałam coś z tym zrobić. 
- Daj łapę!- rozpaczliwie wyciągnęłam swoją łapę w kierunku Twista.
Nie mogłam go dosięgnąć.
Teraz albo nigdy, pomyślałam, i wyczarowałam trochę magicznej mgły. Za pomocą niej chwyciłam wilka w pasie i wyciągnęłam.
- Nic ci nie jest?- podbiegłam do niego i odgarnęłam mu grzywkę z oczu.
- Nie... Nic. D-dziękuję...- wstał i otrzepał się.
- Uciekamy!- postanowiłam. Już najwyższa pora.
Biegłości przed siebie, już dostrzegając kraniec terenów boga natury. Ale to nie był koniec.
- Drzewa!- wrzasnął Twister i uchylił się.
No, ja nie miałam tyle szczęścia. Nie zdążyłam zniknąć i oberwałam cierniem w szyję. Syknęłam, ale biegłam dalej. Udało nam się wydostać z gąszczu.
- Wszystko OK?- czule zapytał basior.
- Spokojnie... Nie jest źle.- mruknęłam. Rana nie krwawiła tak bardzo, ale ciągnęła się przez pół szyi, aż do ucha.
- A ty?
- Poza tym, że jestem cały w błocie, utraciłem honor i mam lekko zmiażdżoną łapę? Nic- uśmiechnął się zawadiacko wilk.
- Tak czy siak, musimy iść dalej.- wyszeptałam i przytuliłam się do Twistera.
- Damy sobie radę, zobaczysz.

****

Wkroczyliśmy na teren jakiejś opuszczonej świątyni. Weszliśmy do niej.


Zastaliśmy stół. I to nie byle jaki! Same pyszności! Aż ślinka ciekła do pyska! 
- Może bogowie chcą nam wynagrodzić trudy?- zastanawiałam się na głos.
Twister w odpowiedzi tylko mruknął. Ja jednak chwyciłam kieliszek, wzięłam pierwszą lepszą butelkę i nalałam sobie czegoś, co przypominało wino. Zanim basior podzielił się ze mną swoimi wątpliwościami, wypiłam jednym chaustem trunek.
- Spppró- bój! No przeee pysz ne!- wyjąkałam i napiłam się z gwinta. Po chwili spróbowałam jeszcze wędlin, serów, owoców i innych smakołyków.
- Anadil! To Dionizos! Przestań!- próbował mnie uspokoić wilk.
- Jaki Dyzio? To twój staaaaary?! - czknęłam.
Wszystko widziałam jak przez mgłę. Nie myślałam racjonalnie...
Basior chyba już nie mógł dłużej się oprzeć, bo skosztował winogron.
- O kurczę! Jakie smaczneee!- parsknął.
Razem opychaliśmy się jedzeniem, aż w końcu...
- Sstop!
Coś syknęło jak wąż.
- SSTOP!- dźwięk się powtórzył.
Przerwałam arbuza w połowie. Coś poruszyło się za kolumnami świątyni...


< Twister? >

piątek, 6 stycznia 2017

Od Twistera do Anadil

Zapadła noc. Przeszliśmy obok Hestii i Zeusa. Ale... przed nami jeszcze dalsi bogowie. Po jakimś bogu natury pewnie będzie bóg wiatru, wina, poezji i.... Hades. Ten bóg będzie na końcu.... zrzucony z olimpu. Patrzyłem na czyste niebo usiane gwiazdami.  ich liderem był OGROMNY księżyc. Nie mogłem spać. Wszystko było za bardzo skomplikowane. Usłyszałem kroki Any. Siadła koło mnie i przez chwilę patrzyła na gwiazdy po czym powiedziała
- Tu musi być jakiś sens
- Raczej tak
- Bogowie by nas tu nie wysyłali, Rachel jest córką Hestii. Na pewno nie pozwoliłaby na...
- Ciii... teraz o tym nie mówmy. - powiedziałem zanim Anadil rozkręciła się na dobre. Wadera przez chwilę milczała po czym przysunęła się i wtuliła w moje futro. P chwili zasnęła...

*****

Już dawno byliśmy na nogach. Szliśmy powoli. Im bardziej na wschód, tym bardziej roślinność stawała się bujna. Ważki wielkie jak homary, mrówki, motyle i tp.  Paprocie stawały się coraz większe aż w końcu przed nami rozpostarł się ich las. Przeszliśmy koło niego. W pewnym momencie Ana zauważyła rośliny mięsożerne. Ominęliśmy je szerokim łukiem. Ale to nie był koniec. Na skale parę metrów dalej była wyrzeźbiona głowa.... mężczyzny. ,, Jednak Pan" pomyślałem i w tej samej chwili coś się stało.
- Twist- powiedziała Ana z przestrachem w głosie. Za chwilę dowiedziałem się dlaczego. Wokół moich łap wiły się pnącza. Po pewnym czasie bez skutecznej walki zawiśliśmy jak robale na wędce, tyle, że nad bagnem, nie czystą wodą. Anadil przez chwilę myślała. 
- Mogę użyć swojej mocy. 
- Lepiej nie. Wpadniesz do bagna parę metrów pod ziemią. Ale też uwolnienie się nie wystarczy. Te chwasty będą nas gonić. - Mruknąłem patrząc na bagna.
- A jeśli się je ustnie? Wyrwie z korzeniami? - spytałem tym razem gapiąc się na korzenie zielska.
- Pan będzie zły. Pośle za nami coś gorszego. - powiedziała zrezygnowana wadera. I w tedy... przyszedł mi do głowy pewien pomysł.... prąd.

< Ana? Hadesa zaklepuję dla siebie >

piątek, 30 grudnia 2016

Od Anadil do Twistera

Starałam się myśleć logicznie. Skoro jesteśmy w pętli czasowej i każdy niewłaściwy ruch zmieni przyszłość, to musimy dbać o to, by wszystko było przemyślane.
- Chodźmy się rozejrzeć.- zaproponowałam.
Najwidoczniej byliśmy w samym środku watahy, więc postanowiliśmy po prostu iść przed siebie. Napotkaliśmy strumień. Na szczęście nie był on zbyt szeroki i głęboki. Bez większych kłopotów przepłynęliśmy go. Spostrzegłam, że jesteśmy w okolicy dobrze znanego mi Wzgórza Lawy, jednak teren ten był zdecydowanie mniej zdeformowany, a po drzewie wiśni nie było śladu. Było to po prostu skaliste wzniesienie, góra, z której wypływała lawa. Co ciekawe, nieliczne rośliny, w większości trawy i rododendrony płonęły w najlepsze, jednak wcale się nie spalały. Całokształt terenu przypominał mi raczej trójkąt, kawałek pizzy oddzielony od innych wodą. Było to chyba jedno z wyżej położonych miejsc, bo z łatwością dostrzegłam pozostałe jedenaście kawałków, a na każdym rozpoznałam przebłysk watahy, jednak były one zmienione. Jedyną rzeczą, która pozostała niezniekształcona, było Drzewo Życia. Najwyższa z jego gałęzi wskazywała na coś, co mi wyglądało jak Góry Mgliste. 
- Hej, a to co?- zapytał nagle Twister.
Wskazywał na najwyższą skałę na wzgórzu, w której wyrzeźbiona była twarz człowieka. Przez zdeformowane rysy twarzy ledwo poznałam, że to kobieta.
- Nie wiem... To ma sens?- mruknęłam z powątpiewaniem.
- Dziwne. Nie rozumiem tego. Po co bogowie zesłali nas do przeszłości?
- Hmm...- nagle coś mnie tknęło- Ile czasu już tu jesteśmy?
Twister popatrzył przez chwilę na pozycję słońca i zdecydował:
- Zaraz będzie trzecia.
Odetchnęłam z ulgą. To nie tak długo. Niestety, uczucie ulgi nie trwało długo. Najpierw usłyszeliśmy hałas, jakby Wzgórze się przebudziło. Przez chwilę było cicho, ale potem rozpętało się piekło.
Góra eksplodowała ogniem. Płomienie pędziły ku nam z niezachwianą prędkością, demolizowały wszystko na swojej drodze.
- W nogi!- krzyknął basior, a mnie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Ogień był zaledwie parę metrów od nas. Rozpoczął się najszybszy bieg w moim życiu. 
- Do wody!- wydyszałam, ledwo mogąc cokolwiek powiedzieć. Żar sprawiał, że ledwo dopadłam strumienia. Zanurkowałam, ale zaraz się wynurzyłam.
- Twist? TWIST!- panikowałam, bo wilka nigdzie nie było widać.
- Anadil! Tutaj!- usłyszałam jego głos z przeciwległego brzegu. - W wodzie też mają zasięg!- krzyczał.
Za późno. Płomienie wpadły do wody i ruszyły ku mnie. Zdążyłam tylko stać się niewyczuwalna. Tyle.
- ANADIL!!!- wołał Twister, ale płomienie wypełniły całą wodę.
- Tutaj...- sapnęłam, wychodząc z płonącej wody.
- Nic ci nie jest!- ucieszył się basior i chciał mnie przytulić, ale...
- Heh. Taka moc.- zachichotałam, zdejmując czar. Cmoknęłam Twista w nos. Spojrzałam na góry Mgliste. Tam powinien być smoczy szkielet, gotów nas obronić.
- Chodźmy do szkieletu. Tam jest raczej bezpiecznie.- wymamrotałam.
Basior przytaknął i wyruszyliśmy. Nic nam nie przeszkadzało, lecz mniej więcej po godzinie, w trójkątnym obszarze obok Wzgórza Lawy odbyło się małe trzęsienie ziemi, a rośliny tam smagały się nawzajem łodygami. Dziwne...
Dotarliśmy na miejsce, lecz... Szkieletu brak.
- Coo? Jak to?- osłupiałam.
- Jeszcze go nie ma.- westchnął Twist. - Jesteśmy zgubieni.- przytulił mnie.
Wiatr wiał delikatnie, a ja powoli zasnęłam w objęciach wilka...

***

-Ana! Obudź się!- usłyszałam krzyk.
Otworzyłam oczy, i zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Największa burza jaką widziałam, z ogromnymi piorunami, grzmotami i Zeus wie czym jeszcze...
Zeus.
Olśniło mnie. Chciałam od razu oznajmić to Twisterowi, ale zrezygnowałam. Musimy się wydostać z tego kotła. Mimo zmęczenia wyrwaliśmy w dal, i, rażeni błyskawicami, dotarliśmy do strumienia. Wyczarowałam nam szybko mostek, wiadomo przecież, że woda plus prąd równa się masakra. Kiedy tylko przeszliśmy, zniknęłam most.
- T...Twist...- wyjąkałam.
- Spokojnie. Leż tu.- polecił mi. Nic dziwnego, na wilka o żywiole piorunów nie działała burza, ale na mnie owszem.
- Słuchaj. Wiem o co chodzi. Znajdujemy się we wnętrzu zegara.
- Cooooo?- skrzywił się basior.
- Tak. O trzeciej byliśmy na trzecim z kolei trójkącie. Zaatakował nas ogień. Czyli kobietą na skale była Hestia. Tutaj jesteśmy o północy. Zaatakowała burza. Zeus. I tak dalej, i tak dalej... Kolejne trójkąty to poszczególni bogowie. Mają określone godziny ataków. Domyślam się, że w czwartym obszarze jest Persefona, Demeter albo Pan. 
- Nieźle to sobie wykombinowałaś.- uśmiechnął się zawadiacko Twister.
- Ale to prawda. Na 99% to prawda.
- Damy radę. W końcu nie bez powodu bogowie nas tu wysłali.- rzekł Twist i obdarzył mnie długim, gorącym pocałunkiem.

< Twist? Pomysł z zegarem rodem z Igrzysk Śmierci XD>

czwartek, 29 grudnia 2016

Od Twistera do Anadil

To było dziwne. Rachel nic nie wspominała o morskich potworach a ten nie wyglądał jak jeden ze stworów mitologii. Nagle zatrzymałem się gwałtownie a za chwilę Ana i popatrzyła na mnie.
- Co ty robisz? - Patrzyłem z przerażeniem w jedno miejsce. Ziemie tworzyła kopiec jakby coś z niego wyłaziło... BO TAK BYŁO!
- No nie... to już nawet Egipt się tu przemieścił... - Mruknąłem -W nogi! - wrzasnąłem i zrobiłem w tył zwrot. Anadil biegła za mną w stronę potwora morskiego.
- Przed czym uciekamy... i dlaczego w stronę potwora? - Odwróciłem głowę i zobaczyłem czarne robale które biegły w naszą stronę.
- Skarabeusze. Ohydne robale. Jeden zabije Cię bez większych starań. Wejdzie pod skórę. Będziesz widzieć jak przemieszcza się pod twoją skórą aż przejdzie do mózgu i będzie Cię jadł od środka. Egipcjanie czcili te robale.



- Jesteś tego pewien?
- Nie. - przyznałem się - Ale jak przeszedłem na chwilę do świata ludzi przeczytałem o nich książkę i obejrzałem pewien film ,, Mumia" Tam wyglądało to ohydnie i nie mam zamiaru sprawdzać czy to prawda. - Dobiegliśmy do plaży... coś mi nie pasowało... gdzie był potwór i smok Any? Woda jakby poczerniała, piasek zszarzał, drzewa zrobiły się ciemno-zielone. Skarabeusze jakby wyparowały.
- Eee.... - zacząłem się rozglądać. Anadil dziwnie patrzyła w stronę wody.
- Tu... jakoś inaczej pachnie.
- Śmierdzi. Fakt. - powiedziałem żartobliwie,
- Nie... nie o to chodzi. Jakoś tu... cicho. Drzewa... są jakieś takie.. stare. To... nie te same drzewa.
- Jak nie te same? - zdziwiłem się i podszedłem do jednego. - Rzeczywiście. - Mruknąłem obwąchując jedno.
- Może.... jednak pójdziemy do Rachel.. - mruknęła Ana podchodząc do mnie
- Dobry pomysł.. - mruknąłem ale nie byłem pewien... czy Rachel i reszta wogóle istnieją.

****

Po chwili byliśmy  w jaskini Rachel... tak jak się spodziewałem, nie było jej. Tak samo jak choinki, rzeźb, Percy'ego, Eris....
- Nikogo nie ma a jaskinie wyglądają jakby były nie używane od wieków - powiedziała z niepokojem Anadil. 
- Bo tak jest. - Powiedziałem ze smutkiem i podszedłem do Any która popatrzyła na mnie ze znakiem zapytania.
- Cofnęliśmy się w czasie o jakieś.... 4 000 lat...
- jak to? 
- Mam żywioł czasu... najwyraźniej bogowie byli w złym humorze. Postanowili stworzyć pętlę czasową. Gdy biegliśmy na plażę... wpadliśmy w nią. - Mruknąłem smutno ale Anadil wyglądała na zamyśloną.
- Albo.... całej dolinie może grozić niebezpieczeństwo. Może zesłali nas do przeszłości, żebyśmy odwrócili bieg wydarzeń?
- Odwrócili? Przecież... jeśli zmieni się chociaż troszkę to, co jest niewłaściwe zmieni się wszystko. Możemy się nawet nie spotkać, nie urodzić.
- Dlatego musimy działać razem. - Powiedziała Anadil i popatrzyła mi głęboko w oczy.